Poezja w moim życiu dużo znaczy. Uwielbiam ją, zwłaszcza taką, która trafia prosto do mojego serca i na długo nie chce z niego wyjść.
Jednak myślę, że w dzisiejszych czasach jest niedoceniana - może dlatego, iż w szkole często trzeba omawiać coś suchego, ciężkiego i coś co ma więcej lat niż szafa u naszej babci w domu. A my musimy to jeszcze interpretować, bo co autor miał na myśli? W jakim celu napisał ten wiersz? Czy przewidział to, że jego dzieła będą kiedyś omawiane i specjalnie dowalał dziwne treści? Chociaż i wśród "szkolnych" wierszy można przecież znaleźć perełki, do których chętnie się wraca.
A może po prostu większość czyta ją niepoprawnie? Bo w sumie - nie czyta się jej podczas jazdy autobusem, czy na szkolnej przerwie. Poezja to przemysł, ale również i PRZEDE WSZYSTKIM zwykłe ludzkie emocje. Stawia nas przed swoimi uczuciami.
A może właśnie chodzi o uczucia? Przecież niektórzy bardzo boją się zajrzeć w głąb swojego serca. A może właśnie chodzi o to, że poezja jest po prostu trudna i po co się męczyć przy interpretowaniu jej, skoro można włączyć komputer i tyle.
No dobra, a wyobraźcie sobie, że wasz psychiatra nie wie już co z wami zrobić i po raz n-ty próbuje wytłumaczyć nam, że nasze życie wcale nie jest megaobrzygane, aż w końcu się załamuje i wyjeżdża do Namibii?
"Wiersze o moim psychiatrze" to rozmowy, które odbywają się pomiędzy chorym a lekarzem. I jest to lekki tomik, tutaj nie dostajesz z plaskacza w twarz i nie zastanawiasz się co autor miał na myśli, to od razu widać. To takie wtargnięcie do gabinetu i przysłuchiwanie się o beznadziejności życia, które jest pokazane ze sporą dawką humoru.
I właśnie to jest najlepsze - lekkość lektury i humor, bo pomimo, iż psy nie płacą 320 złotych za wizytę i nie pracują to i tak są najlepszymi przyjaciółmi człowieka, no nie?
SNAPCHAT: TOSTOZOR